wtorek, 10 czerwca 2014

Pochodzenie Jona Snow.




Na internetowych blogach można znaleźć mnóstwo teorii na temat pochodzenia Jona. Jedni kochają teorie R+L=J ja jednak nie jestem jego zwolenniczką chociaż ma w sobie jakiś urok.. Niby Lód i Ogień ale czyż to by nie było zbyt proste rozwiązanie jak na Martina uważam że stać go na wiele więcej kto wie może on jest samym AA. Ciężko stwierdzić myślę że na ten temat też kiedyś napisze. Jest też teoria że jego matką była Wylla zwykła służąca lub też Ashara Dayne ja jestem jak najbardziej za tym aby była to ona poza tym mam pewne przeczucia co do tego jak Lyanna umarła i dlaczego według mnie była w ciąży ale to nie Jona urodziła. To był ktoś inny, myślę że wiele osób które czytały książki zapomniało o tym fragmencie lecz dzisiaj go jeszcze nie wyjawię jak dla mnie jest niesamowicie ciekawy. Bardzo interesujące jest też to dlaczego Benjen Star wstąpił do nocnej straży czyżby coś przeskrobał? Dobrze a teraz parę cytatów z książki w którym wspomina się matkę Jona i jego samego.
''- Masz dopiero czternaście lat - przypomniał mu Benjen. - Nie jesteś mężczyzną. Nie miałeś jeszcze kobiety i nie wiesz, czego musiałbyś się wyrzec.
- Nie dbam o to! - zaprzeczył Jon.
- Może i by tak było, gdybyś wiedział, co masz do stracenia - rzekł Benjen. - Nie wyrwałbyś się wtedy tak ochoczo, synu.
Jon poczuł wzbierający w nim gniew. 
- Nie jestem twoim synem! 
Benjen Stark podniósł się.
- Tym większa szkoda. - Położył dłoń na ramieniu Jona. - Przyjdź do mnie, jak już spłodzisz kilku bękartów. Zobaczymy, co powiesz wtedy. 
- Nigdy nie spłodzę bękarta - wycedził. - Nigdy! - Wyrzucił z sibie to słowo niczym żmija jad. (...)" Jon. Gra o tron.
''...lecz cień jjego zmarłego brata wciąż pozostawał między nimi, podobnie jak ten drugi, cień kobiety, której imienia nie chciał wymawiać, a która urodziła mu bękarta." Catelyn. Gra o tron.
''– A co z Jonem Snow, mój panie? – wtrącił maester Luwin.
Catelyn znieruchomiała na dźwięk tego imienia. Ned wyczuł jej gniew i odsunął się.
Wielu mężczyzn płodziło bękarty. Catelyn dojrzewała, posiadając już tę wiedzę. Nie zdziwiła się więc, kiedy w pierwszym roku ich małżeństwa dowiedziała się, że Ned spłodził syna z jakąś dziewczyną spotkaną przypadkowo w czasie jednej z wypraw. Rozumiała to, miał swoje potrzeby, cały rok spędzili oddaleni od siebie, on na wojnie, na południu, ona bezpieczna w zamku swojego ojca w Riverrun. Większą uwagę poświęcała Robbowi, którego wtedy nosiła jeszcze przy piersi, niż mężowi, którego ledwie znała. Rozumiała, że mężczyzna potrzebuje pociech między kolejnymi bitwami. Nie wątpiła też, że zajmie się dzieckiem, gdyby zdarzyło mu się je spłodzić.
On jednak posunął się dalej. Starkowie różnili się od innych. Ned zabrał swojego bękarta do domu i na oczach całej północy nazwał go „synem". Kiedy wojny wreszcie się skończyły i Catelyn zjechała do Winterfell, Jon i jego mamka zdążyli się już zadomowić.
Dla niej był to bolesny cios. Ned zaledwie wspomniał o matce dziecka, lecz w zamku nic się nie ukryło i niebawem Catelyn coraz częściej słyszała strzępy rozmów służących, które powtarzały opowieści swoich mężów, żołnierzy. Padło imię ser Arthura Dayne'a, zwanego Mieczem Poranka, najokrutniejszego z siedmiu rycerzy straży króla Aerysa. Opowiadano, że młody lord pokonał rycerza w pojedynku. Szeptano też, jak potem Ned zawiózł miecz ser Arthura do jego młodej i pięknej siostry, która czekała w zamku zwanym Starfall, położonym na brzegu Morza Letniego. Lady Ashara Dayne, wysoka i urodziwa, o przenikliwych fioletowych oczach. Dwa tygodnie Catelyn zbierała się na odwagę, aż wreszcie którejś nocy, kiedy leżeli w łóżku, spojrzała mężowi prosto w oczy i poprosiła, żeby wyznał jej prawdę.
Był to jeden jedyny raz, kiedy przestraszyła się Neda. „Nigdy nie pytaj mnie o Jona – odpowiedział jej wtedy lodowatym głosem. – Niech ci wystarczy, że w jego żyłach płynie moja krew. Dowiem się, od kogo usłyszałaś to imię, moja pani". Obiecała mu, że więcej nie będzie pytać. Od tamtego dnia plotki ustały i nikt więcej nie wymówił w Winterfell imienia Ashary Dayne.
Bez wątpienia kochał bardzo matkę chłopca, gdyż nie chciał słuchać próśb Catelyn, by go odesłać. Tej jednej rzeczy nigdy mu nie wybaczyła. Swojego męża pokochała całym sercem, ale nie potrafiła wzbudzić w sobie podobnego uczucia wobec Jona. Wybaczyłaby Nedowi i tuzin bękartów, gdyby tylko pozostawił ich gdzieś daleko. Jon był jednak z nimi, rósł i coraz bardziej przypominał Neda, bardziej niż którekolwiek z dzieci, które mu urodziła. Fakt ten pogłębiał jej ranę.
 – Jon musi odejść – powiedziała teraz.

– On i Robb są sobie bliscy – odezwał się Ned. – Miałem nadzieję…
– On nie może zostać tutaj… – przerwała mu Catelyn. – Jest twoim synem, nie moim. Nie chcę go tutaj. – Wiedziała, jak ranią go jej słowa, choć są prawdziwe. Pozostawiony w Winterfell, chłopiec nie miałby lekkiego życia.
Ned spojrzał na nią pełnym udręki wzrokiem.
– Wiesz, że nie mogę go zabrać na południe. Nie ma dla niego miejsca na tamtejszym dworze. Chłopak z nazwiskiem bękarta… rozumiesz, jak by to wyglądało. Będą go unikać.
Catelyn postanowiła pozostać nieugięta wobec prośby męża, której głośno nie wypowiedział.
– Mówią, że twój przyjaciel Robert sam spłodził z tuzin bękartów.
– Lecz żadnego z nich nie widziano na dworze! – warknął Ned. – Kobieta Lannisterów zadbała o to. Catelyn, jak możesz być tak okrutna? To tylko chłopiec. On…
Czuł wzbierającą w nim złość. Zamierzał mówić dalej, lecz przerwał mu maester Luwin.
– Istnieje inne rozwiązanie – przemówił cicho. – Niedawno był u mnie twój brat, panie, Benjen. Przychodził w sprawie Jona. Zdaje się, że chłopiec myśli przywdziać czarny strój.'' Catelyn. Gra o tron.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz